Podobno ludzie dzielą się na tych "waniliowych" i "czekoladowych". Ja do tej pory należałam do miłośników przyprawy z Madagaskaru. Czekolada jawiła mi się jako element zbędny do życia. Nie rozumiałam jej ekstatycznych właściwości. Zjedzenie jej nie poprawiało mi humoru, nie podnosiło endorfin. Szerokim łukiem obchodziłam wszelkie kremy sułtańskie, torty Sachera i inne czekoladowe frykasy. Niestety mam w domu wielbicieli mlecznych, deserowych i gorzkich kostek i uległam, I upiekłam brownie. A później kolejne i kolejne. I przepadłam... Bo brownie jest wciągające!!!
Spróbujcie raz upiec, a wpadniecie!
Co potrzeba (na małą porcję, zdecydowanie za małą, więc od razu proponuję ilości składników podwoić albo potroić;-):
2,5 tabliczki gorzkiej/deserowej czekolady
1 paczka masła (200 g)
3 jajka
200 g cukru
100 g solonych orzeszków ziemnych
100 g mąki pszennej
Wykonanie:
2 tabliczki czekolady rozpuszczamy w rondelku z masłem. Jajka ubijamy z cukrem. Ostudzoną czekoladę z masłem łączymy z ubitymi jajkami z cukrem. Dodajemy orzeszki i mąkę. Masę wylewamy na foremkę wyłożoną papierem do pieczenia (do tej ilości ciasta użyłam kwadratowej foremki 20x20 cm). Rozgrzewamy piekarnik do 160 stopni. 1/2 tabliczki ścieramy na tarce z grubymi oczkami lub kruszymy w blenderze na drobne kawałki i posypujemy na wylaną do foremki masę. Pieczemy 20 minut. Wyjmujemy i pozostawiamy do całkowitego ostygnięcia. Kroimy w małe kwadraty.
Smacznego!
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz