Czasem bywa tak, że coś za nami chodzi. Taka chętka na to, by nie tak, jak zawsze, kanapki z wędliną i korniszonem na kolację. Dziś chodziły za nami smaki orientalne. Po zwyczajowym reaserch-u, padły jedyne słuszne wybory: orientalna zupa a la rosołek z wkładką z udźca indyczego i deser z musem z mango. Jeśli macie dziś ochotę, by Wasza kuchnia wypełniła się intensywnymi zpachami imbiru, czosnku, czy oleju sezamowego, czytajcie dalej!
Przepis na zupę wpadł nam w oko na stronach ostatniego, marcowego wydania "Mojego Gotowania".
Widniał tam jako "rosołek orientalny". Wyglądał aromatycznie, ostro, rozgrzewająco. Zdecydowałyśmy się przyrządzić go po kosmatemu, coś tam dodać, coś odjąć. Wyruszyłyśmy na zakupy.
Co kupiłyśmy na gar zupy dla 6 osób?
- udziec z indyka - około 0,5 kg
- ostra mieloną paprykę
- pieprz
- czosnek - sporą główkę
- świeżą paprykę czerwoną
- małe świeże ostre papryczki - kilka
- gruby i długi paluch świeżego imbiru
- jasny sezam
- olej sezamowy
- puszkę bambusa w plastrach
- kiełki również zapuszkowane
- suszone grzyby mun - do zupy większa garść wystarczy
- mąkę ziemniaczaną
- ocet ryżowy
- sos sojowy
- dymkę - 4 główki
- makaron ryżowy
- 2 limonki
- świeży szczypior i natka pietruszki
Najpierw należy przyrządzić bulion. Rozprawiłyśmy się z naszym udźcem w ten sposób, że odkroiłyśmy ładne kawałki do zupy, a na calutkiej reszcie (łącznie ze skórami) ugotowałyśmy bulion. Potrzeba go około 1,5 litra.
Ugotowany bulion odstawiamy, odlewając sobie pół szklanki - przyda nam się później.
Sporządzamy pastę do omaszczenia naszych indyczych kąsków.
Przeciskamy przez praskę 2 ząbki czosnku. Dałyśmy więcej, niż w przepisie, bo lubimy. Nawet w walentynki pasiemy się czosnkowymi daniami na romantycznie. Możecie sobie przypomnieć nasze
krewety z czosnkiem i omastą pomidorową ;-)
W miseczce mieszamy czosnek z jasnym sezamem (pełna łyżka), łyżeczką mielonej papryki, odrobiną pieprzu z olejem sezamowym. Dodajemy olej powoli i patrzymy czy mamy już konsystencję gęstej pasty. Bo o taką nam chodzi.
Uważajmy z olejem sezamowym, bo jest bardzo intensywny i może zdominować danie. Dodajemy go trochę do smaku i tyle.
W gotowej paście-omaście, ładnie obtaczamy nasze mięsne kęski.
I smażymy na dwóch łyżkach oleju do rumianości.
I już poczujecie te pierwsze wspaniałe aromaty...mmm...
Kroimy wszystkie papryki w paseczki, krążki, jak lubimy...
I znów czosnek, czosnek, czosnek, tak z 6 ząbków, przedwiośnie mamy, trzeba się wzmacniać! ;-)
I oporządzamy grzyby mun wedle instrukcji na opakowaniu. Nasze musiały moczyć się 10 min.
Kroimy je też w paski.
Nie sądzicie, że namoczone grzyby mun mają w sobie coś przerażającego? Coś jak kosmiczne narośle, zalążki ósmego pasażera Nostromo?
Brrr... Na szczęście zemrą w gorącym bulionie, zanim opanują nasz statek. Ale to za chwilę.
Kroimy dymki w ćwiartki, ścierami imbir na tarce i razem z paprykami podsmażamy w docelowym garze na dwóch łyżkach oleju. Tak kilka minut. Zapachy już w pełni oszałamiają... Potem wlewamy bulion i czekamy, aż zawrze.
Do wrzącego wywaru wrzucamy podsmażone wcześniej mięso, przepłukany babmbus, kiełki i kosmiczne zalążki mun. Gotujemy 10 min. W tym czasie robimy zagęstnik, poprzez rozprowadzenie w odstawionym na samym początku bulionie łyżki mąki ziemniaczanej. Wlewamy zagęstnik do zupy.
A teraz to, co lubimy najbardziej, czyli smakowanie, przyprawiane, kombinowanie. Na pewno dolewamy nieco sosu sojowego, nie za dużo, żeby nam nie zdominował zupy, ewentualnie dosalamy. Dodajemy nieco octu, wciskamy limonkę. Odrobinę dosładzamy cukrem.
Osobno przygotowujemy makaron ryżowy, kroimy limonkę dla przystroju czy też indywidualnego dokwaszenia, siekamy świeży szczypior i natkę.
I już gotowa, wspaniała, gorąca, uderzająca nozdzrza bukietem orientalnych przypraw...
A deser będzie bardzo prosty, szybki i świeży... Podpatrzony na kulinarni.pl.
Powinniśmy wcześniej zadbać o:
- 0,5 l śmietany 30%
- mały kubeczek jogurtu naturalnego
- 2 spore mango (ale muszą być dojrzałe, jak nie będzie - kupcie w puszcze - jak my, kupiłyśmy 2)
- cytryna lub limonka
- cukier puder
Śmietanę ubijamy dosładzając, ale i nie przesładzając, cukrem pudrem. Gotową, delikatnie mieszamy z jogurtem.
Miksujemy mango. Dokwaszamy nieco cytryną lub limonką i dosładzamy cukrem pudrem.
Nakładamy do szklanek naprzemiennie obie smakowite substancje.
Chłodzimy w lodówce.
I deser gotowy. Przyjemnie ukoi kubki smakowe nieco rozdrażnione ostrą, zdecydowaną w smaku, a nawet wielu smakach, zupą.
Cóż, nie wiemy z jakimi dokładnie krajami połączyć dzisiejsze dania. Mamy do czynienia z kuchnią wschodu, w raczej europejskim wydaniu.
Ale skoro w takich, na ten przykład Chinach, mogą zdublować wszystko, co wymyślono na starym kontynencie, to i my mamy prawo podziałać w drugą stronę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz